„Tyczka w Krainie Szczęścia” (Martin Widmark, ilustracje: Emilia Dziubak, wyd. Mamania) to prosta opowieść o miłości, przyjaźni i o nadziei, która mimo przeciwności nie znika.
Tyczka to mała dziewczynka, która niespodziewanie trafia do Krainy Szczęścia. Wszystko tu jest zaskakujące i piękne, magiczne. Robaczki, które w rzeczywistym świecie są maleńkie, w Krainie Szczęścia są wielkości Tyczki. Żuk, Pan Jacobi, pokazuje dziewczynce wszystkie ciekawostki i stara się na każdym kroku uszczęśliwić gościa. Z czasem okazuje się jednak, że choć miejsce jest fascynujące, nie jest idealne.
Nie wszystko złoto, co się świeci!
Kraina Szczęścia posiada mroczną tajemnicę – szczęście w Krainie Szczęścia jest ograniczone. Po upływie jednego dnia okrutny Krab bierze bierze wszystkie dzieci trafiające do Krainy Szczęścia w niewolę! I choć sytuacja jest trudna, Julia, czyli nasza tytułowa Tyczka, odnajduje coś, czego znaleźć się nie spodziewała – spotyka swojego zaginionego brata. Postanawia uratować jego, siebie i wszystkie dzieci Krainy Szczęścia.
Zanim sięgnęłam po tę książkę, czytałam różne opinie na jej temat. Mnie „Tyczka” zaskoczyła. Książka jest niejednoznaczna, napisana trochę tak, jakby opowieść była wyrwana z kontekstu. Czułam niedosyt, a jednak zrobiła na mnie wrażenie. Historia dziewczynki szukającej swojego ukochanego brata, trzymającej się nadziei, jak ostatniej deski ratunku, walczącej o powrót domu, chwyciła mnie za serce.
Z drugiej jednak strony myślę, że książka jest za poważna dla kilkulatków, skierowana jest raczej do starszych dzieci. Mimo, że Widmark pisze pięknie, całość jest za trudna dla maluchów.
Podsumowując:
+ ciekawa, oryginalna historia
+ piękne ilustracje
+ pozytywne zakończenie
— zbyt trudna dla młodszych dzieci
Lui.